Zamknij

300-380 złotych za 25 godzin pracy. Tak pracowały obwodowe komisje wyborcze w Starogardzie Gdańskim

15:36, 25.10.2018 K.C Aktualizacja: 17:14, 25.10.2018
Skomentuj

Bałagan, przeformalizowanie procedur i ogromne zmęczenie. Członkowie obwodowych komisji wyborczych, którzy zaczęli pracę przed godz. 21:00 w niedzielę, kończyli ją nawet o 22:00 w poniedziałek! Zamęt wprowadziły nowe przepisy ordynacji wyborczej.

Tegoroczna nowelizacja kodeksu wyborczego wprowadziła dwa typy komisji obwodowych. Jedna przeprowadzała głosowanie i czuwała nad jego przebiegiem, a druga liczyła głosy. Niedzielne wybory samorządowe były pierwszym sprawdzianem tego, jak nowelizacja działa w praktyce. Wnioski nie są zbyt optymistyczne.

Już samo przekazanie pracy z jednej komisji do drugiej wpłynęło na wydłużenie pracy. W efekcie członkowie komisji "dziennej", zamiast skończyć pracę o godz. 21:00, opuszczali lokale wyborcze nawet o północy. Z kolei nawet gdy komisja "nocna" szybko uporała się z liczeniem głosów, żmudne wypełnianie protokołów i długie oczekiwanie na ich akceptację spowodowały, że niektórzy przewodniczący komisji wrócili do domu po ponad dobie.

- Skończyłam się rozliczać w urzędzie i w starostwie o 22:00 w poniedziałek. Gdybym wiedziała, że będzie taki cyrk, to w życiu nie zgodziłabym się być przewodniczącą, a na wybory samorządowe to już na pewno nie zgłoszę się nigdy do komisji - mówi nasza rozmówczyni. - Glosowanie odbywało się w przedszkolu. Już na samym starcie nic się nie zgadzało, bo komisja dzienna w sobotę źle policzyła pobrane karty, a potem jeszcze źle wydała je wyborcom, bo nie zgadzała się również liczba kart wyjętych z urny, wiec musieliśmy liczyć po 3 razy. Ani 5 minut przerwy nie zrobiliśmy podczas nocnego liczenia i w poniedziałek również non stop w biegu. Kawę piliśmy w biegu podczas liczenia. Żadna z osób w naszej komisji nie wyszła ani na chwilę z lokalu, żeby coś zjeść, bo nie było czasu. O godz. 7:00 rano w poniedziałek pukali ludzie do drzwi, bo przyprowadzali dzieci do przedszkola, a pani dyrektor zadzwoniła do mnie, że mam udostępnić część pokoju, bo przedszkole musi funkcjonować i jak ja to sobie wyobrażam, że ona zamknie przedszkole i co powie rodzicom. Przedszkolanki zaczęły wchodzić nam do pokoju, w którym liczyliśmy glosy, żeby wyłączyć alarm. Robiły sobie u nas kawę na zapleczu i strzelały fochy. Cyrk po prostu. Jestem przyzwyczajona do ciężkiej pracy, ale w tych wyborach przeżyłam koszmar. W urzędzie też widać było, ze pracownicy byli już zmęczeni i nerwowi. Każdy miał dość.

Inni przewodniczący komisji mają podobne odczucia.

 - Liczyłam, że w najczarniejszym scenariuszu około 3:00 rano, maksymalnie 4:00, będziemy już wolni. Ale nic z tych rzeczy - relacjonuje przewodnicząca innej komisji. - Urnę z głosami otworzyliśmy dopiero po 23:00, po zakończeniu sporządzania protokołu przekazania wspólnie z komisją "dzienną", co wiązało się z przeliczeniem każdego rodzaju niewykorzystanych kart. Na szczęście wszystko się zgadzało. Karty wyjęte z urny musieliśmy podzielić na ważne i nieważne, czyli inne niż urzędowe, źle zadrukowane lub nieopatrzone pieczątką komisji. Dopiero wtedy mogliśmy przejść do faktycznego liczenia głosów. Uważam, że samo liczenie poszło nam dość sprawnie, bo skończyliśmy po godz. 3:00, niestety potem zaczęły się prawdziwe schody. Ręczne sporządzenie protokołów głosowania w obwodzie dla każdego rodzaju wyborów, oczekiwanie na informatyka obsługującego 4 obwody, odpowiedzialnego za sporządzenie elektronicznej wersji protokołów, podpisywanie przez wszystkich członków komisji każdego z 16 wydrukowanych egzemplarzy i parafowanie każdej strony, pakowanie, opisywanie, pieczętowanie i plombowanie dokumentów zajęło nam kolejne godziny. Protokoły musieliśmy zatwierdzić w miejskiej i powiatowej komisji wyborczej. W Urzędzie Miasta czekaliśmy w kolejce ponad 6 godzin, by ostatecznie spędzić w komisji miejskiej.... 5 minut! Na korytarzu piętrzył się stos czarnych worków z głosami, a wykończeni członkowie komisji z trudem trzymali nerwy na wodzy. W starostwie poszło o wiele sprawniej. W domu byłam przed godz. 15:00. Chciałam w tym miejscu przeprosić wszystkich, których namówiłam do pracy w komisji wyborczej. Obiecuję, że nigdy więcej tego nikomu nie zrobię. 

Czy to oznacza, że w kolejnych wyborach zabraknie chętnych do pracy w komisjach?

(K.C)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%